II miejsce w XIV Ogólnopolskim Konkursie Literackim ,,Ścieżki mojego świata”- Laskowiec 2016

Autor: SYLWESTER  z klasy  III gimnazjum

,,Mimo wszystko – Baster”

Pod prąd

Zapadał zmrok. Blade słońce oświetlało słabym, nikłym blaskiem kładło się smugą na podłodze, nie najlepiej umytą i trochę wyszczerbioną. Była to znajoma świetlica grupy zakładu poprawczego.

– Może weźmie się  wreszcie do roboty – pomyślał Damian patrząc obojętnie na  Sylwestra gapiącego się bezczynnie przez okno.

– Na co on czeka, przecież i tak nikt do niego nie przyjdzie ani nie przyjedzie. Mógłby chociaż wyprać swoje  skarpetki a przy okazji i moje.

– Ciekawe, co też się dzieje w domu. Jest dość ciepło, a ja tu siedzę i mnie trafia – rozmyślał  Sylwek.

– Co ten Damian się tak gapi? Znowu chce papierosa? Przecież mu mówiłem, że nie palę od 2 miesięcy, ale on nie chce w to uwierzyć. Ma mnie za frajera, ale mnie się nie chce nawet z nim kłócić, chociaż powinienem mu pokazać, kto tu rządzi? zastanowił się Sylwester wyraźnie  zadowolony z siebie.

– Wiesz co? Od dziecka, jak pamiętam, byłem grzecznym chłopcem – wyrwało mu się ni w pięć ni w dziewięć.

– Jak mi się wydaje – ciągnął bezmyślnie Damian – zacząłeś pyskować do rodziców, gdzieś około 4 klasy, kłócić się z nauczycielami, ściągać zadania lub ich w ogóle nie odrabiać.

–  To taki standardowy scenariusz, prosta droga prowadząca do zakładu poprawczego, a może i dalej, do zakładu karnego – mówił dalej nie patrząc na Sylwka.

Damian miał rację. Tak mówili wszyscy, którzy byli w jego grupie. Na pewno tak było też na innych. Ale te ścieżki wplatające się niby warkocz w głowę ślicznej i uroczej Kasieńki prowadziły nieuchronnie do dróżki, następnie do drogi takiej, jakich wiele  przeplata się  przez lasy i wioski.  Ta natomiast  dołączała się niczym wody bystrego potoku do Wisły, do  jednej z głównych arterii komunikacyjnych np. A-4. Jadą, pędzą taką autostradą samochody i wszystkie zdążają w jednym kierunku, nikt nie może jechać pod prąd, bo to spowodowałoby wypadek i byłoby poważnym wykroczeniem, skutkującym zabraniem prawa jazdy. A przecież nikt nie chce wejść w kolizję z prawem. Po co pakować się w kłopoty i wydatki na mandaty oraz narażać na wstyd i uśmiechy innych?

W takiej sytuacji każdy chce się wybielić, że to niby nie on, że to tylko zrządzenie losu. Czyli oczywista pomyłka.

Ale niestety, wyszło  na to, że to była to główna droga pod prąd, najeżona wieloma kolizjami, kłamstwem, oszukiwaniem wszystkich po drodze. W dodatku prowadząca przez ścieżki poplątane, pozawijane, z których nie było wyjścia, w których ktoś pogubił się w ciemnym lesie.

Słońce tymczasem przesunęło się w kierunku drzwi, jakby chciało sobie pójść na korytarz, następnie schodami na parter i przez nikogo niezauważone wyjść na podwórko, następnie poza teren zakładu.

Sylwek i Damian nie zwrócili na to uwagi zajęci własnymi sprawami. Na pewno chętnie skorzystaliby z promieni słonecznych, aby unieść się z nimi wysoko, przefrunąć zasieki na ogrodzeniu i znaleźć się tam, gdzie dotychczas od kilku miesięcy sięgają tylko ich marzenia.

Sylwek poczuł ochotę do zwierzeń. Był przekonany, że Damian będzie doskonałym, niekłopotliwym, wiernym słuchaczem.

-Tak naprawdę, zaczęło się, gdy byłem w szóstej klasie – zabrzmiało echem w pustej świetlicy.

-Kolega namówił mnie, abyśmy skrócili sobie lekcje – ciągnął Sylwek.

– Ale oczywiście się nie zgodziłeś – wyraził przekornie Damian.

– Byłbym z siebie dumny, ale tak się nie stało.  Udało mi się natomiast namówić innego kolegę.  Zawsze w szkole następnego dnia chwaliliśmy się tym, co robiliśmy – budził zaciekawienie Sylwek.

Damian nie wykazywał większej ochoty do słuchania jedynego świadka swojego losu. Miał najzwyczajniej dość, wykazywał nawet lekkie znudzenie.

W szkole można nauczyć się wszystkiego.

Oczywiście, jak się chce.  Wszystkiemu winna jest szkoła. Tylko nie ja – konstatował chłopiec.

– Ledwo zdałem  szóstą klasę i poszedłem do gimnazjum  zacząłem chodzić na przerwach z rówieśnikami na papierosa. Mimo, że wtedy nie paliłem, koledzy nauczyli mnie,  jak się zaciągać – ciągnął dalej Sylwek.

Damian go nie słuchał, poszedł sobie, za promieniami słońca, które dawno gdzieś przed nim już uciekły.

Nastawał powoli szary dzień, przemieniał się w półmrok. Dopiero,  jak ktoś zapalił światło, z mroku wydobyły się żółte, sześcioosobowe  stoliki oraz nieco jaśniejsze szafki, na których nieścierany kurz zostawił dość grubą warstwę, spod której przezierały liczne rysy i odrapania. Nastrój robił się nieprzyjemny.

– Co tak siedzisz sam, chodź do nas – to zmienił się dyżur i nowy wychowawca   sprawdzał stan grupy. To on zapalił światło.

– Nie rozmyślaj, weź sobie książkę, na pewno masz coś zadane, znowu będzie wpis w zeszycie łącznikowym, że nie wywiązujesz się z obowiązków ucznia.

– Dlaczego nie było zbiórki przy przekazaniu grupy? – zdziwił się Sylwek.

Nie otrzymał odpowiedzi na swoje pytanie, ponieważ jego uwagę zaprzątała myśl, którą pragnął odtworzyć. Tak w szkole, podobnie, jak i tutaj na początku  myślał, skąd zdobyć pieniądze na papierosy.

– Pogadałem sobie  z twoją mamą – odezwał się nagle powracający wychowawca. Mówiła, że brałeś od niej parę złotych na bułkę, ale była pewna, że kupowałeś papierosy na sztuki.

Kontrola rodzicielska

– Gdy mama dowiedziała się, że ze szkołą coś nie tak, że opuszczasz lekcje i grozi ci nieklasyfikowanie, zaczęła sprawdzać ci zeszyty. Potem dowiedziała się od pani, że owszem, przynosisz zeszyty zapisane, ale sam sobie wymyślasz tematy. To było oszustwo. Mama zaczęła wstawać specjalnie rano, żeby odprowadzić cię do szkoły – wychowawca powtarzał przebieg rozmowy z mamą. Jego ton głosu nie wskazywał na nic dobrego.

– Ale ja zaraz, gdy mama odeszła uciekałem ze szkoły od strony boiska, żeby mama mnie nie widziała – nie wytrzymał Sylwek. Po jakimś czasie pani pedagog podjęła zamiar powiadomienia mamy o dalszych moich próbach wagarowania – oznajmił. Wtedy przestałem przychodzić do szkoły w ogóle.

Noce spędzałem u kolegów, w dzień wałęsałem się po mieście. Gdy znalazła mnie mama, po paru dniach znów się zrywałem i nie było mnie tydzień, czasami nawet miesiąc – zasmucił się chłopiec.

Na całego

-Nie miałeś rozumu, nie żal ci było mamy? Spytał od niechcenia wychowawca i wyszedł na korytarz posłyszawszy dzwonek telefonu z dyżurki.

– Zawsze chciałem się odwdzięczyć kolegom, lecz nigdy nie miałem pieniędzy – pomyślał Sylwek, zadowolony, że wychowawca zostawił go samego i poszedł sobie. Widocznie uznał, że samotność dobrze zrobi jego podopiecznemu i że czasami trzeba wrócić do przeszłości, żeby wyciągnąć pozytywne wnioski.

Wróciły wspomnienia. Jak wyciągał chętnych i niechętnych  kolegów na wagary. Jak zaczęły się drobne przestępstwa, kradzieże – początkowo tylko na jedzenie, słodycze.

I tak do pierwszego wezwania do ośrodka w Brzegu Dolnym.

– I co, chcesz jeszcze tak sam siedzieć? – głos wychowawcy wyrwał go z rozmyślań.

– Przeczytałem w opinii, że z ośrodka w Brzegu dałeś nura- przypomniał wychowawca.

– Tak, istotnie tak było, ale nie od razu – powiedział Sylwek. Wsiadłem z mamą do busa, pojechaliśmy do Ścinawy, a dalej pociągiem. Tam dostałem miejsce na IV grupie i dowiedziałem się, że na tej samej grupie jest znajomy chłopak.

-Znów  oczywiście  coś uknuliście?- Wychowawca wyraźnie oczekiwał odpowiedzi i zainteresowania ze strony wychowanka.

Odzewu nie było.

Zrobiło się za oknem zupełnie ciemno, nawet w świetlicy jakby zimniej.

– Zaraz przyjdę, to porozmawiamy, muszę sprawdzić, czy wszystko w porządku, czy ktoś mnie nie potrzebuje. Wyciągaj zeszyty, pisz zadanie – przerwał  wychowawca.

W tej chwili zadźwięczał dzwonek wzywający na zbiórkę na kolację.

Wszystko tutaj  toczyło się swoim trybem, jak zawsze.

Tymczasem Sylwek nie widział swoich kolegów na zbiórce, na kolacji, z którymi przebywał od półtora roku w Głogowie. Wszystkimi myślami był w grupie w ośrodku w Brzegu. Myślał, jak tam było ciężko wytrzymać bez palenia, jak układał sobie plan ucieczki.

Polegał on na tym, że przez miesiąc z kolegą zachowywali się wzorowo, a następnie, po upływie czasu przystąpili do działania. Mianowicie, poprosili wychowawcę internatu, o pozwolenie na pomoc pani sprzątającej w uporządkowaniu terenu  dookoła budynku. Wychowawca, ku zaskoczeniu chłopców zgodził się szybko, jednakże po zapewnieniu, że nic nie będzie zbrojone. Sylwester nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Był nawet zaskoczony.

Po niedługim czasie pracy na terenie obiektu  ktoś zadzwonił i opiekunka musiała otworzyć  drzwi.

– Kazała nam wracać – mówił sam do siebie w myślach Sylwek.

– Jeszcze posprzątamy, o, tam widać śmieci, zajmiemy się tym – jak echo docierały zapamiętane słowa i sytuacje.

Opiekunka  poszła, nie odwracając się za siebie.

– Szybko, tędy –  nerwowo zawołał   towarzysz.

Rzucili worki na śmieci i pobiegli przed siebie.

Do Wołowa doszli na piechotę, do Lubina dojechali autostopem. Jakoś żaden kierowca o nic nie zapytał, nie nabrał żadnych podejrzeń.

Schodzimy na dół, na stołówkę – głos wychowawcy ponownie ostudził marzenia chłopca.

– Dlaczego tak mało chleba? – marudził kolega przy stoliku.

– W domu zawsze dostawałem świeże pieczywo, to nie wygląda najlepiej.

– Jedz, co jest, nie jest źle, zawsze mogłoby być gorzej – powiedział Adrian, któremu najwidoczniej  – sądząc z jego mikrej postury – nie przelewało się w domu a  jedzenie w zakładowej stołówce przyprawiało go o zachwyt, którego przecież publicznie nie mógł okazywać.

Sylwek coś tam odpowiedział, ale myślami był daleko, daleko, poza murami zakładu.

Nie liczyło się nic, ani nikt nie mógł mu przeszkodzić w rozmyślaniach.

W gruncie rzeczy czuł się jak nigdy, bardzo samotny.

Tymczasem kolacja dobiegła końca, wszyscy wrócili na grupę,  a za nimi pognało  wielkie, zakładowe psisko – Baster.

Baster

– O, jesteś tutaj, nie zapomniałem o tobie! Chodź,  podrapię cię za uszkiem.

Wielki, milutki łebek wiernego psiny wcisnął się w jego dłoń domagając się codziennych pieszczot.

Ale dzisiaj wyraźnie oczekiwał czegoś innego, węszył za czymś innym.

– Może jesteś głodny? Przekąsiłbyś coś? – zapytał pieszczotliwie.

Mądre oczy Bastera wyrażały jednak coś więcej, chociaż i on nic nie miałby przeciw smacznemu kąskowi.

– Może spacer?

Baster szczeknął radośnie, ale znacząco, lecz nie przemawiało to raczej  za ochotą na spacer.

-No, już dobrze. Wszystko ci opowiem. Nikomu nie powiedziałbym, ale ty mnie nie zdradzisz, wiem o tym.

– Chodźmy do sypialni.

Pies natychmiast zrozumiał. Pognał przodem, wprost do sypialni Sylwestra, wskoczył bezbłędnie na jego łózko i patrzył wyczekująco i zachęcająco.

-No, cóż, siedź sobie, jak ci wygodnie. Pogadamy. Tylko posuń się trochę, nie musisz przecież  zajmować całego mojego łóżka, chociaż tobie  przecież niczego nie żałuję.

– Kiedy już ulokowali się wygodnie Sylwek znów się zamyślił. Patrzył na wielkiego berneńskiego psa pasterskiego leżącego na jego łóżku, gotowego do wysłuchania jego zwierzeń.

Tymczasem pies nie ponaglał Sylwka ani do zajęcia się nim, ani do zabawy. Miał taki inteligentny wyraz oczu i patrzył przed siebie. Myślał intensywnie. Oddychał szybko wystawiwszy różowy jęzor.

– Gdyby umiał mówić – pomyślał Sylwester – może udzieliłby mi wielu rad i wskazówek. To niezwykły pies. Jest w naszym zakładzie do resocjalizacji. Ale jak on ma to robić?

– Gdybym umiał mówić – popatrzył Baster – powiedziałbym Sylwkowi, żeby się nie martwił i zabrał się do roboty, zamiast siedzieć i rozmyślać.

– A  ty tutaj? Zejdź szybko z łóżka! – głos wychowawcy nagle skarcił psinę, do tego stopnia, aż ten poczuł  się zawstydzony. Ale nie na długo. Baster nie należał do szybko obrażających się. Odebrał staranne wykształcenie, naturę miał niezwykle pogodną i szybko uczył się od ludzi różnych zachowań. Pamiętał, że Sylwek zawsze stara się przeczekać oburzenie wychowawcy, potem brać go na litość wymyślając różne powody. Popatrzył więc  wyczekująco na Sylwka, jakby mu mówił: weź mnie w obronę, jeszcze zobaczysz, na co mnie stać, odwdzięczę ci się.

Baster nie czekając na reakcję Sylwestra spokojnie odwrócił więc się tyłem do wychowawcy, wyciągnął potężną łapę przed siebie i oparł na niej łebek, jakby  uważając sprawę na zakończoną.

– Wawco, proszę, my sobie chwilę pogadamy, pobawimy się trochę. Taki jestem samotny. Możemy obaj zostać w sypialni?

Wychowawca popatrzył i po chwili skinął aprobująco głową. Niech będzie. Ale za to, późnym wieczorem weźmiesz  go do łazienki i wykąpiesz. Widziałem, jak się dzisiaj tarzał na trawniku. Pewno go skóra swędzi, dawno nie był myty, bo było zimno. Dzisiaj jest ciepło, wytrzesz go dobrze trzema ręcznikami i niech zostanie z tobą. Do rana będzie suchutki. Jest zdrowy, nic mu nie będzie. Ale jednak trzeba będzie rano sprawdzić, żeby się nie zaziębił – powiedział stanowczym głosem.

– Baster wystawił znów jęzor, westchnął głośno z ulgą, że mu się  upiekło i jeszcze wygodniej rozłożył się na posłaniu Sylwka.

– Słyszałeś, co powiedział wychowawca? – przemówił do psa chłopiec po odejściu nauczyciela.

– Musimy się dostosować.

Baster mruknął potwierdzająco, dając do zrozumienia, że wszystko zrozumiał i nawet godzi się na ową kąpiel, zresztą niezbyt dokładnie określoną. Nie zapomniał nawet pomyśleć, co by to była za ulga, gdyby nagle zabrakło wody.

– Mamy sobie dużo do opowiadania – mrugnął więc Baster filuternie okiem  nie zapominając wszakże o owym odwdzięczeniu się.

– Niech ci będzie  po twojemu – zgodził się Sylwester.

– Po co ci było uciekać z ośrodka, zachodzić na mecz jakiegoś tam Zagłębia –  Lubin ze Śląskiem – Wrocław, a po tym opić się alkoholem – pomyślał Baster, który nijak nie mógł zrozumieć ludzi spożywających dziwną wodę z takim niesmacznym dodatkiem, powodującym   zataczanie się, agresję, złe samopoczucie i inne niewytłumaczalne reakcje.

– Mogliby pić wodę z miski, tak, jak ja – pomyślał – wtedy nic by im nie zaszkodziło. Tylko jak Sylwkowi i innym ludziom to przekazać?

– Wiesz, Basti, siostra wyrzuciła mnie i szwagra z domu za nadużycie ognistej wody, jak mówią o niej  Indianie.

Zabrali mnie do innego ośrodka. Tam nie miałem nikogo. Zapoznana koleżanka namówiła mnie, abym pojechał do niej do domu. Już byliśmy na przystanku, kiedy zgarnęła nas policja. I znowu wszystko na nic – opowiadał Sylwek.

– Jakiś ty dziwny, nie trzeba było uciekać,   było siedzieć w cieple. Miałeś jedzenie, opiekę i wszystko. Posiedziałbyś, nauczyłbyś się pożytecznych rzeczy – mówiły bystre oczu Bastera.

– Tak ci się wydaje, Basti, wtedy myślałem inaczej. Masz rację, ale teraz jest za późno. Jestem tutaj.

– Jak będziesz tak dalej myślał, nie zmądrzejesz i nigdy stad nie wyjdziesz, albo z całą pewnością pójdziesz pod prąd drogą, która prowadzi do katastrofy jak na zerwanym moście. Tam widnieje znak zakazu, a ty wbrew przepisom podążasz nie tu, gdzie powinieneś. Coraz dobitnie moralizował Baster.

– Co ty tam możesz wiedzieć – oburzył się Sylwek – jesteś psem, nie rozumiesz ludzi.

– Aż za bardzo i dziwię się ich zachowaniom, zwłaszcza, jak patrzę na ciebie – ciągnął Baster.

–  Coraz bardziej mnie przekonujesz do swoich racji, wychowawca kazał mi podpisać oświadczenie, że już nigdy nie będę uciekać – powiedział Sylwek. Ale się znów zdarzyło. Aż się wstydzę mówić, znowu zrobisz mi wyrzuty.

– Wyrzuć to wszystko z siebie – przekazywał Baster – może ci to przejdzie i zaczniesz nowe życie. Ja wiem coś o tym, byłem specjalnie szkolony. Myślę, że mogę ci pomóc. Ale musisz mi wszystko powiedzieć. Jeżeli coś zatrzymasz, wszystko będzie na nic. Będziesz gnębiony przez podświadomość i nigdy się nie uwolnisz od koszmaru przeżyć.

– Nie wymądrzaj się. Dlaczego tobie, psu mam wszystko powiedzieć i to mi ma pomóc, skoro ludzie mi nie pomogli. Nie wiem, co ty będziesz mógł mi obiecać.

– Nie martw się , zaufaj mi – z przejęciem wyrażał Baster. Zastanów się, a ja tymczasem idę się napić wody, takie zwykłej, z miski. Może masz ochotę na taką? Na pewno i tobie nie zaszkodzi, a może i pomoże.

Baster wygramolił się z łóżka, otrząsnął, obejrzał za siebie, machnął ogonem i powoli przekładając łapami pomaszerował na korytarz, gdzie znajdowała się miska napełniona czystą wodą. Za chwilę słychać było głośne chlipanie, mlaskanie i Sylwek zaczął się zastanawiać, że woda jest chyba lepsza od wódki, ponieważ gasi pragnienie i po jej spożyciu czujemy się wypoczęci.

Jakby na potwierdzenie tych myśli do sypialni wkroczył Baster, rzeźwiutki,  wypoczęty, oblizując się od ucha do ucha.

– Ale mu smakuje – może i ja bym poszedł w jego ślady?

Sylwester poszedł do łazienki, napił się wody z kranu.

Nie ma to jak czysta woda. Niech żyje Baster! Ale mnie przekonał! Toż to prawdziwe cudo! Może to jakaś istota pozaziemska wcielona w postać Bastera? – zawołał Sylwek. Myślę, że dobrze byłoby mu  zaufać i dać się poprowadzić przez wszystkie kręte ścieżki mojego życia. Diabeł jakiś wcielony, czy co?

– Na dziś to tyle, idę spać – wyraził machnięciem ogonem Baster. I po chwili już  chrapał potężnie, jak na dużego psa przystało. Aż echo niosło wydawane dźwięki.

A Sylwek myślał i myślał i chociaż nie był w pełni przekonany, doszedł do wniosku, że powoli wkracza na właściwą ścieżkę swojego życia. Trochę  czuł się zażenowany, że to nie on sam poradził sobie z sobą. Ale każda droga jest dobra, która prowadzi do dobrego celu – uznał.

– Dlaczego ja sam o tym nie pomyślałem? Niesamowite! Czy ten pies jest mądrzejszy ode mnie? Widocznie tak, ale przecież wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, każdy sposób jest dobry, który prowadzi do celu – zachodził w głowę. A celem moim jest przecież WOLNOŚĆ i UCZCIWE ŻYCIE. Niech tam, dobrze jest. Niech żyje Baster!

Popatrzył z troską na śpiącego Bastera, pogładził delikatnie jedwabiste kudły.

– Nie będę go budził. Kąpiel może zaczekać. Powiem wychowawcy, że była przerwa w dostawie wody.

Ja też idę już spać. Jutro nauki część druga. Jest nadzieja.

Dziękuję ci Baster. Dziękuję, że pomogłeś mi uwierzyć w siebie. Moja kochana psina!

I po raz trzeci dziękuję ! Niech żyje Baster!

Ps.

Baster jest naszym ulubieńcem. To piesek, a właściwie psisko  będące na utrzymaniu zakładu od niespełna  2 lat. Ma on za zadanie rozładowywać napięcie, uczyć szacunku i miłości do zwierząt oraz  przyrody. Bardzo go wszyscy lubimy, wręcz staramy się o jego względy. Nawet go rozpieszczamy. On odwzajemnia nam się bezinteresowną miłością. Wszystkich szanuje, niektórych lubi, a za niektórymi wprost przepada. Domyślamy się, że to pewnie  za smakowite kąski przemycane po kryjomu, mimo zakazu dyrektora.

Dzięki niemu inaczej patrzymy na życie wokół nas. Dostrzegamy, że świat zwierząt jest dobrze zorganizowany, powiedziałbym –  nawet lepiej, niż świat ludzi. Współuczestnicząc w  życiu naszego Bastera stajemy się  – i  to widać –  na pewno lepsi.

                                                                                                                     Sylwester